piątek, 12 października 2007

A ku-ku, drapu-drapie

Wczoraj niczego Wam nie opowiedziałem, bo byłem bardzo zmęczony, podobnie zresztą jak moja mama – ona jednak była zmęczona jakby inaczej, mam wrażenie, że w jej zmęczeniu było też sporo zdenerwowania, czego zupełnie już nie rozumiałem. Bo przecież to ona wymyśliła tę najfajniejszą na świecie zabawę, w którą bawiliśmy się tak długo przed moją kąpielą.
Wyglądało to tak.
Mama najpierw położyła mnie na przewijaku, do jednej ręki wzięła taki mały zielony przedmiot, który ma ostre małe ząbki przeznaczone, zdaje się, tylko do tego, by drapać mnie nimi w główkę, a do drugiej małe nożyczki (to słowo już znam, bo mama często je powtarza, kiedy bierze moje rączki i coś mi robi takiego z paznokciami, że potem one są krótsze, te moje paznokcie). Potem mama powiedziała: „A TERAZ będę ci opcinać-włoski” i od razu się zdenerwowała. Widziałem to dobrze, bo mama jak się denerwuje, to robi się taka spięta i skupiona na twarzy. Zaciekawiło mnie to, tym bardziej że nie wiem, co to znaczy opcinać-włoski.
Mama nachyliła się nade mną i najpierw trochę podrapała mnie tym zielonym po główce, a potem zbliżyła do mojej główki te nożyczki. Przecież nie mogłem na to nie patrzeć, to jasne! Zaraz odwróciłem więc główkę i skręciłem ciałko, żeby sprawdzić, co to jest „opcinać-włoski”, na co mama zdenerwowała się jeszcze bardziej. „Leż spokojnie, łobuzie, to nie będzie bolało”. No co ta mama sobie myśli? Przecież wiem, że by nie bolało, ja tylko chciałem nauczyć się czegoś nowego!
I wtedy zaczęła się właściwa część zabawy. Bo mama przykładała mi to ostre do drapania w główkę raz z jednej strony główki, raz z drugiej, raz z przodu, raz na czubku, to znów z boku – raz z jednego, raz z drugiego, a ja za każdym razem kręciłem główką (i całym ciałkiem), żeby sprawdzić, co się dzieje, a mama się coraz bardziej pociła i denerwowała i coraz szybciej zmieniała miejsca, w których przystawiała mi nożyczki do głowy i to do drapania też. Czasem coś mi robiła tymi nożyczkami, czego, niestety, nie widziałem, choć – możecie mi wierzyć – bardzo się starałem, ale najczęściej szybko je cofała i mówiła tylko jakoś tak smutno: „Ejże, chłopie, no pozwól mi!”. Ale skąd ja miałem niby wiedzieć, na co mam jej pozwalać? Przecież chciałem się tego właśnie dowiedzieć, tylko ona mi ciągle w tym przeszkadzała! Nie, nie miałem o to do niej żalu, skąd, przecież JA bawiłem się naprawdę dobrze, nawet mimo tego, że nie wiedziałem, o co tej mamie chodzi.
W końcu mamie znudziło się tak ze mną bawić (a może zdenerwowała się na serio? powiedziała przecież coś takiego: „Ależ mnie wkurzasz, chłopie!”) i postanowiła, że dalej pobawimy się w kuchni. Zabrała tam mnie, to do drapania no i nożyczki oczywiście. Posadziła mnie w krzesełku, przypięła szelkami i znów zaczęła robić mi to samo: drap-drap, ciach, drap-drap-brzdęk-w-powietrzu, drap-drap… To dopiero było fajne! Bo wprawdzie szelki trzymały moje ciałko dość mocno, ale za to główką mogłem kręcić jeszcze bardziej, a w dodatku od czasu do czasu coś małego i miękkiego spadało mi na twarz i mnie tak śmiesznie łaskotało. Za to mama była coraz bardziej czerwona i w końcu znudziła się tą zabawą na dobre. Nie potraficie sobie chyba wyobrazić, jak mi się zrobiło przykro! No bo jaki jest sens przerywać coś tak fajnego?! Próbowałem dać jej to do zrozumienia, ale nie chciała mnie słuchać i znów udała, że nie wie, o co mi chodzi. Ta mama czasem naprawdę jest bardzo denerwująca!
Potem mama siadła naprzeciwko mnie, popatrzyła na mnie chwilę i najpierw powiedziała tak jakoś dziwnie: „No, pięknie, tylko czemu tak bardzo krzywo?”, a później (już jakby z dumą): „Ale przynajmniej wyglądasz… młodziej!”.
Oba te stwierdzenia wydały mi się zupełnie bez sensu, ale nie pytajcie mnie, dlaczego.

Brak komentarzy: