poniedziałek, 26 grudnia 2011

Zegary

Lubię zegarki. A najbardziej lubię zgadywać, która jest godzina. Dziś jak się tylko obudziłem, od razu zgadłem, więc musiałem obudzić też mamę, żeby jej powiedzieć. Na początku myślałem, że mnie zabije (tak mama czasem mówi, jak jest STRASZNIE zła), ale okazało się, że niczego strasznego nie zrobiłem. Było to mniej więcej tak:
Ja, szarpiąc mamę: - Mamo, wstawaj, już jest za dziewiąta na trzy.
Mama nieprzytomnie: - Co, co?? Jak??
Ja: - No godzina. Już późno, za dziewiąta na trzy. No zobacz, jest wskazówka na dziewięć i na trzy. Zobacz!!!
Mama: - Gdzie? Co? O boże, trzecia dziewięć? Czyś ty kompletnie już zwariował? Gdzie moje okulary. To niemożliwe.
- ...
Mama: - Gdzie, pokaż? A, okej, dziewiąta piętnaście, jak miło.
Ja, szczęśliwy: - Widzisz, mówiłem, za dziewiąta na trzy. Wiedziałem, że się ucieszysz.

wtorek, 18 października 2011

Psie kupy!!!

Mama: - O, chodź, poszeleścimy liśćmi.
Ja: - Tak, tak, hurra!
Dziadzia: - Joachim! Ale tam są psie kupy! Czyście całkiem zwariowali?! Ta twoja matka... No co ty każesz robić dziecku?!
Ja: - Psie kupy, hurra, hurra, psie kupy!!!!!!!!!!!!!!!!!
I oczywiście dałem jeszcze większego nura w liście :-)

środa, 14 września 2011

Kumple są najważniejsi

Dziadzia (przez telefon): - A pamiętasz jeszcze, Chimoncio, swoje przedszkole? Wiesz, że ono na ciebie czeka? Pamiętasz, że jak wrócisz znad morza, to musisz tam iść?
Ja: - Hm, wiesz, dziadzio, zupełnie zapomniałem. Dobrze, że mi o tym mówisz, bo całkiem bym już zapomniał o tym moim Wróbelku Elemelku i o mojej Kasi, ulubionej koleżance. I może w ogóle bym tam nie poszedł, do tego przedszkola? ... Bo wiesz, dziadzio, ja tu mam dużo kumpli. Jest tu na przykład tata, mój kumpel. ... To może teraz porozmawiasz z nim, o tym przedszkolu?

sobota, 6 sierpnia 2011

Z Wawelu

Ja: - O rany, mamo, zobacz, teraz będzie tańczył człowiek z patelnią na głowie!
Mama: - Cii, kochanie, to jest hełm taki. I zobacz, jaki ma pióropusz, fajny, nie?
Ja: - No. Rzeczywiście. Patelnia z palmą na górze, ja nie mogę, hihi.
(Wszystkim dookoła chyba bardziej się jednak spodobało to, co mówiłem ja, niż wyjaśnienia mamy, może tylko dlatego, że ja nie starałem się wcale mówić cicho. A mama tak. No ale ja przecież się zdziwiłem, nie?).

***

Ja: - Tato, a tańce to się rodzą jak dzieci?
Tata: - Nooo, może... W pewnym sensie.
Ja: - Czyli tak z brzucha, tak? Jak dzieci?
***



A tu jest pan Buras. Jedna królewna (widzicie ją na zdjęciu) zabrała mu spodnie i miał gołe nogi. Naprawdę!

Mięśnie

Ja: - Wiesz, mamo, co ja robię?
Mama: - No co, Jachu? Biegasz?
Ja: - No, teeeż, ale nie o to mi chodzi. Ja, wiesz, wybieram mięśnie.
Mama: - ???
Ja: - No wybieram mięśnie. Ćwiczę i tak właśnie się wybiera mięśnie. Bo ja chcę zawsze wygrywać! To jak, mam już te mięśnie? Dobrze ćwiczę?
Mama: - Ekstracko! I wiesz co, już widzę, że masz całkiem nieźle wyrobione, eee..., wybrane, chciałam powiedzieć, mięśnie.

niedziela, 10 lipca 2011

Leciałem samolotem!


O, tym.


A tak wyglądałem po locie :-)

piątek, 8 lipca 2011

Przyszłe interesy



Babcia: - Jachimku, a jak już będę stara i będę jeździć na wózku, to będziesz mnie woził?
Ja: - Tak. Ale jak zapłacisz.

środa, 6 lipca 2011

W moich kaloszach mieszka mrówka

Ja: - Nie będę już nosił tych kaloszy.
Mama: - Ale dlaczego? Przecież nie są za małe, zobacz, ile masz tu jeszcze miejsca przed paluszkami.
Ja: - Nie będę, i już!
...
Ja: - No dobra, powiem ci. Bo wiesz, co się stało? Jak byłem u babydziadzi, to widziałem, że najpierw z tego kalosza, o z tego właśnie, wyszła mrówka, a potem biedronka. Kto wie, co tam jeszcze jest? Może ślimaczek na przykład?! Nie mogę nosić takich butów!

środa, 29 czerwca 2011

To nie ja??!

Tata: - Wiesz, kto mi się dzisiaj śnił?
Ja: - Kto, kto?
Tata: - Car Aleksander.
Ja: - Co??? Eee, myślałem, że ja :-(

poniedziałek, 27 czerwca 2011

Siostrzyczka. Albo braciszek. Albo pies


Po drodze z parku.
Ja: - Mamo, a kiedy ja będę miał siostrzyczkę? Albo braciszka? Ale takiego prawdziwego, w naszym domku, żeby był na zawsze...
Mama: - Wiesz, Jachu, chyba nigdy...
Ja: - Ale dlaczego??! Ja chcę, zgódź się!
Mama: - Widzisz, kochanie, po pierwsze dlatego że mamie by było już ekstremalnie trudno z tobą i siostrzyczką czy braciszkiem. No bo przecież zobacz: na przykład tata z nami nie mieszka...
Ja: - No tak... Faktycznie... Ale... to nic przecież!
Mama: - ?
Ja: - No bo przecież my możemy zamieszkać u taty, prawda?
Mama: - Widzisz, Jachu, nie bardzo. Poza tym - przecież u taty ledwo tata się mieści, a co dopiero ja, ty i jeszcze mały dzidziuś... Tata ma 17 metrów, to bardzo, bardzo mało.
Ja: - Siedemnaście??? To strasznie dużo! Zobacz, ja mam cztery lata, i już mi mówisz, że to dużo, a przecież siedemnaście to więcej??! To co, mogę mieć siostrzyczkę? Albo braciszka? Albo chociaż pieska?

wtorek, 21 czerwca 2011

Oj, mamo, mamo

Mama po jednej z moich awantur: - Oj, Joachim, Joachim, i co z ciebie wyrośnie?
Ja: - Oj, mamo, mamo, no nie wiem... Może... krzak?!

czwartek, 16 czerwca 2011

Zamaskowany


Wziąłem wczoraj od dziadzi maskę. (Dziadzia mówi na mnie śmieciarz, bo co chwilę coś u niego znajduję i mu zabieram, że mi się przyda, no i mam już: trzy piloty do telewizora, dwa stare telefony, jedną komórkę, lornetkę... No, dużo tego jest). No więc tę maskę wziąłem najpierw żeby oddychać, jak panowie u dziadzi robili okna, te, które dziadzia kupił w tym sklepie koło mojego przedszkola, a potem - po prostu żeby mieć. Tę maskę, znaczy się. No i jak pojechaliśmy do Tesca, to ja w tej masce cały czas, tylko na głowie, żeby się ludzie śmiali. Ale się nie śmiali. Zacząłem więc ich zaczepiać, tych ludzi, znaczy się, krzycząc do nich: "Halo, mam maskę, halo!" (a w domyśle: uśmiechnij się, na co czekasz?!). A oni dalej nic. Strasznie to było smutne. Prawie tak smutne, jak wtedy, kiedy skakałem, żeby pokazać jednej pani, jak umiem, a ona do mnie powiedziała: "Nie wolno skakać, to jest niegrzeczne, chłopczyku, trzeba być cicho" i wtedy moja mama tak na nią spojrzała...
A dziś się już śmiałem i nie byłem smutny. Bo na śniadanie miałem jaśki, te co wczoraj kupiliśmy w Tescu. Jadłem jaśki, rozumiecie?!

wtorek, 14 czerwca 2011

Metafizyczna zupa

Dziadzia do mamy: - I pani w przedszkolu mówiła, że Jachimek dzisiaj zwymiotował przy zupce.
Mama: - O, rany, kochanie, co się stało? Pewnie jakaś pietruszka albo makaron ci się zaplątał, co? Czemu wymiotowałeś?
Ja: - A, nie wiem... poniosło mnie.

sobota, 11 czerwca 2011

Krwawe dziąsło

Podcięli mi dzisiaj język.
Nie pomogło, że wrzeszczałem.
Nie pomogło, że płakałem.
Nie pomogło, że spociłem się, sczerwieniałem, zatchnąłem, kopałem.
Nie pomagało nawet, kiedy się wyrywałem i krzyczałem "Ale czekajcie, czekajcie, muszę wam coś powiedzieć".
Podcięli mi dzisiaj język.
Udało im się.
Trzymała mnie mama (siedziałem jej na kolanach), tata, pani i lekarz. Udało im się, bo, wiecie, tak naprawdę... też chciałem, żeby mi podcięli język (obiecałem przecież mamie), tylko musiałem, no, wiecie.
A potem poszliśmy na lody.
A przedtem mama i tato zrobili mi "manime", i to trzy razy.
I chyba już będę mówił "r". Teraz już nie mam wyjścia ;-)

środa, 1 czerwca 2011

Ptaszek w gabinecie

Niestety, znów jestem chory. A mówię "niestety", bo dzisiaj mamy w przedszkolu święto i mieliśmy iść z mamą i tatą na piknik, i bawić się, i malować twarze, i dostawać prezenty... Nawet obiecałem już pani Agnieszce, że będę pięknie śpiewał dla mamy i taty i na pewno coś wygram, a tu masz.
Wczoraj mama tak się przestraszyła, że mnie zabrała od razu do pani doktor. Ale nie do tej mojej, pani doktor Młynarskiej, bo jej już nie było, tylko do innej.
Siedzieliśmy sobie przed gabinetem i czekaliśmy, i wtedy mama powiedziała:
- A wiesz, Helmutku (mama tak ostatnio do mnie mówi, kiedyś Wam wytłumaczę dlaczego), ta pani doktor, do której idziemy, nazywa się Gil. Tak jak taki ptaszek, wiesz? Fajnie, nie?
Zaraz potem weszliśmy do gabinetu. I było tak.
Mama (głośno): - Dzień dobry! (i cicho): - Powiedz ładnie "Dzień dobry" pani doktor.
Ja (bardzo głośno): - Dzień dobry, pani doktor Ptaszku!
Mama: - Joachim!!!
Nie rozumiem, dlaczego mama tak się zdenerwowała. Przecież sama mi mówiła, jak ta pani doktor się nazywa, prawda? Zresztą, pani doktor się śmiała. I nawet potem moją suczkę zbadała też, nie tylko mnie. Tylko mamy jakoś nie chciała badać. Ciekawe dlaczego? Wiecie? Bo ja się trochę domyślam... ;-)

środa, 25 maja 2011

Awantury=trening


Po wizycie u dentysty (ma mi podciąć język, żebym zaczął mówić "rrr").
Ja: - Ale mamo, dziecko przecież musi się poawanturować, bo tylko w ten sposób się przyzwyczaja i się uczy. Dziecko musi sobie popłakać, żeby potem już się nie bać. Rozumiesz już?
Mama: - Aha, czyli umawiamy się, że następnym razem pan doktor podcina ci języczek i nie ma dyskusji, OK?
Ja: - Tak. Ale będę mógł się znów awanturować? Bo przecież rozumiesz, że dziecko...

niedziela, 8 maja 2011

Mleko

Mama: - O!
Ja: - Co?
Mama: - No nie! Mleeeko...
Ja: - Ale co mleko? A, wykipło ci?
Mama: - Noo... Wrrr!
Ja: - To czemu nie patrzyłaś? To moje mleko przecież! A teraz mi wykipło i co ja będę pił? Wrrr!

sobota, 7 maja 2011

Pochlorek... yyy, polorek wylu


Ostatnio znów zaskoczyłem mamę. A było to tak. Schodzimy po schodach od dziadzi-baby. Więc mówię:
- A wiesz, jak to się nazywa? (chodziło mi o ten pasek na poręczy).
- No, nie wiem, jak??
- Po... pochlorek..., nie, nie... yyy... polorek wylu, o!
- ???

A wczoraj na placu zabaw w parku, jak dostałem drożdżówkę:
- A wiesz mamo, co mi pani w przedszkolu dziś dała w ogródku?
- Nie, co?
- Kataretę!
- ???
- No, katareta, taka zielona mała, jak cebulka czy coś. Taka cebulka zielona. I surowa! Nie będę miał uczulenia od tej katarety? Bo przecież surowa była!
- Nie, kochanie, ty masz uczulenie tylko na marchewkę, selera i pomidory, katarety możesz jeść, ile chcesz.
- To fajnie, bo dobra ta katareta, ta cebulka... To ja teraz do piaseczku.