środa, 25 maja 2011

Awantury=trening


Po wizycie u dentysty (ma mi podciąć język, żebym zaczął mówić "rrr").
Ja: - Ale mamo, dziecko przecież musi się poawanturować, bo tylko w ten sposób się przyzwyczaja i się uczy. Dziecko musi sobie popłakać, żeby potem już się nie bać. Rozumiesz już?
Mama: - Aha, czyli umawiamy się, że następnym razem pan doktor podcina ci języczek i nie ma dyskusji, OK?
Ja: - Tak. Ale będę mógł się znów awanturować? Bo przecież rozumiesz, że dziecko...

niedziela, 8 maja 2011

Mleko

Mama: - O!
Ja: - Co?
Mama: - No nie! Mleeeko...
Ja: - Ale co mleko? A, wykipło ci?
Mama: - Noo... Wrrr!
Ja: - To czemu nie patrzyłaś? To moje mleko przecież! A teraz mi wykipło i co ja będę pił? Wrrr!

sobota, 7 maja 2011

Pochlorek... yyy, polorek wylu


Ostatnio znów zaskoczyłem mamę. A było to tak. Schodzimy po schodach od dziadzi-baby. Więc mówię:
- A wiesz, jak to się nazywa? (chodziło mi o ten pasek na poręczy).
- No, nie wiem, jak??
- Po... pochlorek..., nie, nie... yyy... polorek wylu, o!
- ???

A wczoraj na placu zabaw w parku, jak dostałem drożdżówkę:
- A wiesz mamo, co mi pani w przedszkolu dziś dała w ogródku?
- Nie, co?
- Kataretę!
- ???
- No, katareta, taka zielona mała, jak cebulka czy coś. Taka cebulka zielona. I surowa! Nie będę miał uczulenia od tej katarety? Bo przecież surowa była!
- Nie, kochanie, ty masz uczulenie tylko na marchewkę, selera i pomidory, katarety możesz jeść, ile chcesz.
- To fajnie, bo dobra ta katareta, ta cebulka... To ja teraz do piaseczku.