środa, 1 czerwca 2011

Ptaszek w gabinecie

Niestety, znów jestem chory. A mówię "niestety", bo dzisiaj mamy w przedszkolu święto i mieliśmy iść z mamą i tatą na piknik, i bawić się, i malować twarze, i dostawać prezenty... Nawet obiecałem już pani Agnieszce, że będę pięknie śpiewał dla mamy i taty i na pewno coś wygram, a tu masz.
Wczoraj mama tak się przestraszyła, że mnie zabrała od razu do pani doktor. Ale nie do tej mojej, pani doktor Młynarskiej, bo jej już nie było, tylko do innej.
Siedzieliśmy sobie przed gabinetem i czekaliśmy, i wtedy mama powiedziała:
- A wiesz, Helmutku (mama tak ostatnio do mnie mówi, kiedyś Wam wytłumaczę dlaczego), ta pani doktor, do której idziemy, nazywa się Gil. Tak jak taki ptaszek, wiesz? Fajnie, nie?
Zaraz potem weszliśmy do gabinetu. I było tak.
Mama (głośno): - Dzień dobry! (i cicho): - Powiedz ładnie "Dzień dobry" pani doktor.
Ja (bardzo głośno): - Dzień dobry, pani doktor Ptaszku!
Mama: - Joachim!!!
Nie rozumiem, dlaczego mama tak się zdenerwowała. Przecież sama mi mówiła, jak ta pani doktor się nazywa, prawda? Zresztą, pani doktor się śmiała. I nawet potem moją suczkę zbadała też, nie tylko mnie. Tylko mamy jakoś nie chciała badać. Ciekawe dlaczego? Wiecie? Bo ja się trochę domyślam... ;-)

Brak komentarzy: