sobota, 7 maja 2011

Pochlorek... yyy, polorek wylu


Ostatnio znów zaskoczyłem mamę. A było to tak. Schodzimy po schodach od dziadzi-baby. Więc mówię:
- A wiesz, jak to się nazywa? (chodziło mi o ten pasek na poręczy).
- No, nie wiem, jak??
- Po... pochlorek..., nie, nie... yyy... polorek wylu, o!
- ???

A wczoraj na placu zabaw w parku, jak dostałem drożdżówkę:
- A wiesz mamo, co mi pani w przedszkolu dziś dała w ogródku?
- Nie, co?
- Kataretę!
- ???
- No, katareta, taka zielona mała, jak cebulka czy coś. Taka cebulka zielona. I surowa! Nie będę miał uczulenia od tej katarety? Bo przecież surowa była!
- Nie, kochanie, ty masz uczulenie tylko na marchewkę, selera i pomidory, katarety możesz jeść, ile chcesz.
- To fajnie, bo dobra ta katareta, ta cebulka... To ja teraz do piaseczku.

2 komentarze:

magda pisze...

Heh, o matko (to do Ciebie), jaki on stary. Jak to jest, że dzieci coraz większe, a my coraz młodsze?? :)

*** pisze...

no. strasznie stary i strasznie wygadany, by nie rzec - pyskaty :-(