niedziela, 18 listopada 2007

Wyższość gruszeczki nad ziemniaczkiem oraz PREZY są głupie (beze mnie)

Po pierwsze to dziś jestem obrażony na moją mamę. No bo jak tak można? Przecież mama dobrze wie, że ja wcale NIE MUSZĘ spać, że wolałbym sobie w tym czasie odkrywać różne rzeczy – wolałby, choćby nie wiem co!!! To prawda, że już czasami nie mogę i w końcu zasypiam, ale robię to TYLKO DLATEGO, że dotąd myślałem, że kiedy ja śpię, mama robi sobie te swoje nudne rzeczy na komputerze albo coś w kuchni, albo leży z zamkniętymi oczami i udaje, że jej nie ma, więc i tak niczego nie tracę. Tymczasem…
Dzisiaj w nocy, gdy się obudziłem, nie było mojej mamy, był tylko tata. Na początku myślałem, że mama sobie żartuje, jak zwykle, i się ze mną tak bawi, jak to ona (denerwuje mnie czasem ta jej zabawa w chowanie się, ale mam na nią niezawodny sposób: płacz; zawsze się w końcu wtedy od-chowuje). Ale tym razem nic nie pomagało, bo mamy W OGÓLE NIE BYŁO!!! Przecież wiem dobrze, że moja mama wcale nie jest taka twarda i nie potrafi długo wytrzymać, kiedy ja płaczę i ją wołam. Powiem więcej: potrafi wytrzymać baaardzo krótko. Mamy więc nie było i to było tak strasznie dziwne, że aż w końcu zasnąłem u taty na rękach.
I to był dobry pomysł, bo rano, gdy się obudziłem, mama już była. Była jednak taka jakaś zmęczona czy coś? I zaczęła mi po śniadanku wszystko opowiadać i wyjaśniać, jak to mama. Powiedziała, że była… sobie potańczyć i że teraz trochę ją bolą uszy i głowa, bo to taka głośna PREZA była (czy coś? nie pytajcie mnie, bo zupełnie nie wiem, o co chodzi) i jakieś tam dymy były (czy jak?), więc nie powinienem zbyt głośno krzyczeć ani płakać.
Możecie sobie chyba wyobrazić, jak się wtedy zdenerwowałem?! No bo co ta mama sobie myśli?!! Przecież dobrze wie, że ja też lubię tańczyć i lubię patrzeć, jak ona sobie czasem w domku tańczy i w ogóle – na pewno BARDZO LUBIĘ PREZY!!! Jak mama mogła mnie nie wziąć?! Potańczylibyśmy sobie razem, na pewno byłoby jej raźniej i weselej (i mnie też!). Skoro w domku może ze mną tańczyć, to czemu na PREZIE nie może? No przecież może, to jasne, tylko wolała, żebym spał. A przecież mogło być też tak (nawet na pewno by tak było!), żebyśmy sobie razem trochę potańczyli, a potem ja bym sobie usnął na rękach mamy, jak to zwykle, i wtedy nie musiałbym się dziś na nią obrażać, a i ona byłaby zadowolona, że w końcu śpię, bo by sobie i tak mogła dalej tańczyć.
Więc… sami rozumiecie, że natychmiast jak tylko mama powiedziała mi o PREZIE, zacząłem płakać i zrobiłem się już strasznie nieznośny. I obrażony.
Mama, żeby mnie jakoś pocieszyć chyba, bardzo się starała być dla mnie dobra przez cały dzień. I pokazała mi nawet aż dwie nowe rzeczy. Przy pierwszej ciągle jeszcze byłem obrażony, ale przy drugiej już mi przeszło (no dobra, ja też twardy nie jestem w końcu).
Pierwszą z tych rzeczy był ziemniaczek. Ziemniaczek jest taki szaro-brązowy.
Najpierw mama włożyła go do garnka i wlała tam wodę, żeby go ugotować (gotowanie jest wtedy, kiedy woda w garnku zaczyna tak bulgotać i robi paruje, i tak trochę syczy, i już niewiele przez nią widać). Ale mama dziś nie miała chyba dobrego dnia (i dobrze!), bo zabawiając mnie, zapomniała o tym ziemniaczku i trochę go przypaliła (wiem, bo w pewnej chwili wybiegła z krzykiem z pokoju, krzycząc: „O boże, znów coś spaliłam!” – dziwna ta mama jest czasem, tak ni stąd ni zowąd zostawiać mnie i zabawki!).
Ale potem gdy ziemniaczek był już gotowy (a może ugotowany? – sam nie wiem w sumie, nie pytajcie mnie), mama zrobiła z niego kilka ziemniaczkowych kawałeczków, dwa położyła do mojej miseczki i dała mi do jedzenia. Te ziemniaczkowe kawałki są już takie jasne, nie szaro-brązowe i też trochę robią paruje.
Ponieważ byłem jeszcze obrażony, strasznie plułem tymi ziemniaczkowymi kawałeczkami. Wszędzie. Mama próbowała na różne sposoby zachęcić mnie do jedzenia, ale, jak zwykle, to ja byłem sprytniejszy. Kiedy byłem już cały w ziemniaczku (i moje rajstopki, i sweterek też – nawet to ładnie wszystko wyglądało, z takimi kropkami, choć mamie chyba się nie podobało), w ziemniaczku było też moje krzesełko i podłoga, i stół, a nawet w ziemniaczku ta biała szafka, z której mama wyciąga rano różne rzeczy, mama zrezygnowała i zabrała mnie do łazienki, żeby mnie przebrać i umyć. Zupełnie nie rozumiem, gdzie moja mama ma gust – przecież ładniejszy byłem z tymi kropeczkami!
Mama była trochę na mnie zła o tego ziemniaczka, ale krótko. Chyba rozumiała, że TO ONA jest bardziej winna niż ja czy ziemniaczek (ja jej nie zostawiam na noc, też mi coś! za ziemniaczek nie ręczę, ale jakoś nie myślę, by chodził na jakieś PREZY).
Więc zaraz po przebraniu i umyciu mama pokazała mi drugą rzecz. Była to gruszeczka.
Gruszeczka jest żółta i duża i ma taki dziwny kształt. Ale najśmieszniej jest, kiedy gruszeczka wyląduje już w mojej miseczce – zupełnie się zmienia i jest wtedy taką jasną papką.
Ale najważniejsze w gruszeczce jest to, że jest… supersłodziutka!!! Gruszeczka jest py-szniu-tka! Uwielbiam gruszeczki, mogę je jeść całymi dniami, a nawet… jak śpię! Mniam!
I jest jeszcze coś, za co lubię gruszeczkę: pozwoliła mi zapomnieć, że jestem obrażony na mamę, i o PREZIE, i o nietańczeniu też. Tak, gruszeczka jest naprawdę super! (Mama w sumie też, ale na razie jeszcze nie będę jej tego mówił).

Brak komentarzy: