piątek, 7 grudnia 2007

Mikołaj się chowa

Ostatnio na nic nie mam czasu, bo tak dużo rzeczy jest do odkrywania, tak dużo się też dzieje.
Od kilku dni wszyscy na przykład mówią, że jakiś Mikołaj coś dla mnie przyniósł i pokazują mi wtedy różne nowe rzeczy. Ale ani razu nie pokazują mi tego Mikołaja. Zupełnie nie wiem, o co im chodzi, co z tym Mikołajem jest nie tak, że nie może sam mi przynieść tego, co daje innym. Ale już postanowiłem się nad tym dłużej nie zastanawiać, bo już w ogóle nie miałbym czasu na opowiadanie i inne ciekawe rzeczy.
Pierwszy więc był dziadek. Któregoś dnia po obiadku przyszedł do mnie z wielką folią (jejCIU, takiej to w życiu jeszcze nie widziałem!), a w niej miał dużo czerwonych rurek i innych rzeczy, też czerwonych. I zaczął tak pięknie tą folią szeleścić, że myślałem, że nie wytrzymam!
No bo przecież, czy ci wszyscy dorośli nie mogliby w końcu odkryć, że w życiu nie warto robić niczego więcej, tylko – SZELEŚCIĆ?! Folie miąć! Folią machać, trzepać, rzucać nią o ziemię i znów się za nią brać! Nie ma nic piękniejszego, naprawdę. Już sam nie wiem, jak ich do tego przekonać, tacy są tępi, że nie widzą tego, co najciekawsze! Powiem więcej: oni w ogóle na folię nigdy nie zwracają uwagi, dla nich liczy się zawsze tylko to, co kryje w sobie taka folia.
Więc na przykład dziadek, którego poza tym z folią bardzo lubię, też poszeleścił folią tylko chwilę (ale to, mówię wam: chwilunię!!!) i jak tylko wydobył z niej, z folii, znaczy się, te różne czerwone, rurki znaczy się i inne rzeczy, też czerwone, to zaraz odłożył ją na bok (folię!) i przestał się nią zajmować. Prawie się popłakałem! Potem jednak się okazało, że choć z szeleszczenia nici, to nie jest tak zupełnie źle: dziadek z tych czerwonych rurek i rzeczy innych, też czerwonych zrobił mi… huśtawkę. I powiedział: „Zobacz, jaką ci huśtawkę Mikołaj sprawił!”. Nic nie mówiłem, choć wydawało mi się, że to dziadek składał tę huśtawkę, nie jakiś tam Mikołaj.
Huśtawka jest super. Nie jest wprawdzie tak fajna jak te w parku (na nich to dopiero można się huśtać i śmiać!), ale najgorsza też nie jest. Choć oczywiście, gdybym mógł wybierać, wziąłbym sobie do zabawy folię.
Potem była mama. Przyszła z wielkich zakupów („Zobacz, łobuzie, pieluchyobiadkideserkichusteczki – wszystko tu tylko dla ciebie!”) i jak już się rozpakowała, powiedziała: „A, i Mikołaj mi coś dla ciebie dał” i wyciągnęła taką zielono-fioletową zabawkę. Ta zabawka to jest rkorkodyl. Tak powiedziała mama. I ten właśnie rkorkodyl (JEJciu, ten, kto go tak nazwał, głupi chyba był) siedzi sobie w łódeczce i …teruje. To znaczy nie wiem, o co dokładnie chodzi, ale to coś jak „paruje”, tylko jednak inaczej. Mama przyniosła mi w każdym razie tego rkorkodyla do kąpieli i zrobiła z nim takie coś, że on tak dziwnie zaskrzeczał i zaczął się ruszać. Ależ się wystraszyłem!!! Ale to strrrasznie!!! Mama musiała mnie wyciągnąć z wanienki i bardzo długo przytulać, żeby mi w końcu przestało się chcieć płakać.
Nie wiem, dlaczego ona też jest czasem taka tępa?! Przecież gdyby mi dała do kąpieli na przykład taką folię, wcale nie płakałbym, nigdy. I bym się bawił i grzeczny bym byłbym. Nie wiem, ani dziadek, ani mama, ani ten Mikołaj jakiś zupełnie nie wiedzą, czego potrzebuje dziecko, ja znaczy się, czego potrzebuję.
No a dziś była niania. Niania przyszła do mnie rano, jak zwykle, żeby mama mogła sobie gdzieś iść, i zaraz po „DzieńDObrrry!” powiedziała: „Popatrz, Mikołaj mi coś dał dla ciebie!” i wyciągnęła taką papierową torebkę w różne dziwne ludziki w czerwonych ubrankach. Bardzo fajna była ta torebka, nie powiem, oglądałem ją dłuuugo, choć nie tyle, ile bym chciał, bo mama się w końcu zniecierpliwiła, wyjęła mi z rąk tę torebkę (!!!) i powiedziała: „Chodź, zobaczymy, łobuzie, co ten Mikołaj dla ciebie przygotował tym razem, nie mogę się doczekać” i wyjęła z torebki… folię! No, ta może nie była tak duża jak dziadkowa (myślę, że dziadkowa jest najbardziej największa na świecie – martwię się o nią trochę, bo już od dawna jej nigdzie nie widzę), ale za to bardziej sztywna i szeleszcząca. Fajna!!
I wiecie co? Mama z nianią wyjęły z tej folii taką kolorową wieżę, którą mi wepchnęły do rączek, a folię… Ech, nie chce mi się nawet mówić.
Jacy ci dorośli jednak są tępi. Wszyscy!

Brak komentarzy: